poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 6

*Oczami Adama*
-Masz czas do jutra. Powiedział mój szef.
- Ale ja teraz nie mogę.
- Jeśli jutro nie pojedziesz to możesz pożegnać się z pracą.
- Ale szefie...
- Nie ma żadnego ale. To co zastanowisz się i dasz mi odpowiedź wieczorem.? Powiedział już spokojniej.
- Zastanowię się. Powiedziałem z trudem.
- No dobrze w razie czego masz być tutaj jutro rano o 6:00. Jak się spóźnisz będziesz miał problemy. Zrozumiano?
- Tak. Mogę już iść?
- Idź! Powiedział,a ja wyszedłem. Nie wiem co ja mam teraz zrobić. Szef powiedział że jutro mam wyjechać na miesiąc w interesach. Gdyby nie Vicky zgodziłbym się ale ona teraz potrzebuje mojej pomocy. Jednak jeśli nie wyjadę to pożegnam się z pracą. Przerwałem moje myśli ponieważ stałem przy samochodzie. Wyjąłem kluczyki, otworzyłem drzwi, wsiadłem i odpaliłem samochód.
- Co ja mam teraz zrobić? Powiedziałem na głos. Rozum mówił "Jedź ona jest już prawie dorosła poradzi sobie" a serce "Zostań! Musisz jej pomóc a po za tym kochasz ją". Zatrzymałem samochód pod szpitalem i nadal nie wiedziałem co mam zrobić. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do wejścia. Po chwili otwierałem już drzwi do pokoju mojej przyjaciółki.
- Cześć mała! Coś ty taka nie w humorze?
- Był tutaj Styles. Dowiedziałam się że to on uratował mi życie. Powiedziała zdenerwowana.
- No mówiłem. Ale nadal nie wiem dlaczego jesteś zdenerwowana.
- Pokłóciłam się z nim. Norma. Wiem dlaczego to zrobił.
- Dlaczego? Zdziwiłem się.
- O jest w popularnym zespole "One Direction" więc żeby zaimponować i być na okładkach wszystkich magazynów uratował życie zwykłej dziewczynie.
- Powiedział ci to?
- Nie ale taka jest prawda.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo wiem. Na każdym plotkarskim portalu jest on i informacja o uratowaniu mi życia. Ale ja to zmienię. Wymyślę jakąś plotkę i zniszczę go.
- Vicky spokojnie. Nie możesz go oskarżać o coś czego nie jesteś pewna. On zrobił to na pewno bo nie chciał żeby coś poważnego ci się stało.
- No dobrze. Poniosło mnie. A tak w ogóle to kiedy wyjdę ze szpitala? Przecież czuję się dobrze i nic mi nie jest.
- Zaraz pójdę się zapytać lekarza. Najpierw muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham . Powiedziała uśmiechnięta.
- Jutro o 6:00 muszę być w pracy bo...
- No dobrze.
- Ale poczekaj. Bo wyjeżdżam na miesiąc w interesach.
- Że co? Powiedziała przerażona.
- Przepraszam ale jeśli nie pojadę to stracę pracę. dasz sobie sama radę?
- No dobrze. poradzę sobie. Pójdziesz się zapytać kiedy wychodzę?
- Tak już idę. Wyszedłem z pokoju i zacząłem szukać lekarza. na końcu korytarza go zobaczyłem.
- Przepraszam pana! Krzyknąłem do mężczyzny.
- Słucham? Powiedział mężczyzna około 40.
- Moja przyjaciółka Vicky leży w sali numer 19 i chciałbym wiedzieć kiedy może wyjść.'
- Może pan ją zabrać już teraz.
- Teraz? I skąd pan wie o kogo chodzi?
- Nic jej nie jest na szczęście. I wiem bo nie raz bylem u niej żeby ją uciszyć lub wysłuchać to co jej się nie podoba.
- Przepraszam za nią ale ona już taka jest.
- Nic się nie stało. Często mamy takich pacjentów. No dobrze ja muszę wracać do pracy.
- Rozumiem. Dziękuje za informację. Do widzenia.
- Do widzenia. odparł i poszedł w głąb korytarzu a ja wróciłem do Vicky.
- I co? Zapytała z niecierpliwością.
- Mogę zabrać cię już teraz.
- Na prawdę? To dobrze gdzie są moje ubrania?
- W domu. Były całe we krwi więc musiałem je uprać.
- No to w czym ja mam wrócić?
- Spokojnie mam twoje walizki w samochodzie. Pójdę po nie i się przebierzesz.
- Ok. Ale szybko. Pobiegłem szybko do samochodu. Wziąłem ubrania i wróciłem.
- Jestem. Proszę. Wręczyłem jej ubrania  a ona poszła do łazienki się przebrać. Po około 10 minutach wyszła z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co się tak uśmiechasz? Spytałem podejrzliwie.
- A co nie mogę? Powiedziała z jeszcze większym bananem na twarzy.
- No możesz ale... No dobra. Nie ważne. Chodź. Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła do drzwi. Poszedłem w jej ślady.
- Adam no chodź szybciej! Krzyknęła z końca korytarza.
- No idę, idę. Po wypowiedzeniu tych słów dobiegłem do niej.

*Po 20 minutach*
- No w końcu w domu. Krzyknęła jak najgłośniej moja przyjaciółka.
- Chodź pokaże ci twój pokój. Zaprowadziłem ją na 1 piętro i wskazałem drzwi.
- Ok. Już trafię. Pójdziesz po moje walizki?
- Tak już idę. Zszedłem na dół i wziąłem dwie walizki. Gdy byłem s połowie schodów usłyszałem krzyk.
- AAA! Adam jesteś wspaniały! Pokój jest taki jaki zawszę chciałam mieć! Dziękuje ci. Kocham cię! jak ty być wiedziała co ja tak na prawdę czuje do ciebie. No dobra nie ważne. Dobrze że przynajmniej się przyjaźnimy. Wszedłem do pokoju i postawiłem walizki.
- Cieszę się że ci się podoba.
- No dobrze. A teraz wynocha bo chcę się przebrać i położyć.
- A kolacja?
- Nie jestem głodna. Dobranoc.
- No dobra to zjem sam. Dobranoc księżniczko. Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z pokoju.


-----------------------------------------
Jutro nowy rozdział. Liczę na jakieś komentarze i dzięki za wypełnianie ankiety.

1 komentarz: