wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 7

*Oczami Vicky*
Ten pokój jest po prostu super. Jak byłam młodsza zawsze o takim marzyłam jednak niestety nigdy nie miałam. Wzięłam moją piżamę i poszłam do łazienki. Umyłam się, ubrałam, wysuszyłam i uczesałam włosy. Poszłam do łóżka i zasnęłam.

*Następny dzień*
Obudziły mnie promienie słoneczne wdzierające się przez okno. Zdziwiłam się. Gdy tutaj jechałam myślałam że będzie cały czas padać. No cóż myliłam się. Wyjęłam telefon spod poduszki i spojrzałam na zegarek. Była 11:23. Zaraz, zaraz przecież Adam miał wyjechać...
- O nie! Krzyknęłam i zbiegłam jak najszybciej na dół. Zobaczyłam karteczkę na stole a na niej było napisane to:
Kochana Vicky!
Wiem że będziesz na mnie zła że cię nie obudziłem ale tak słodko wyglądałaś jak spałaś. No to tak wczoraj twój szef dzwonił i powiedział że masz być dzisiaj o 14:00 w pracy. Ma już dla ciebie grupkę którą masz przygotować do występów. Nie martw się dasz radę. Wierze w ciebie. A i zostawiłem ci pieniądze w szafce nad zlewem. Będę dzwonił codziennie wieczorem. Bym zapomniał adres masz napisany na karteczce obok pieniędzy. 
                                                                                                        Kocham cię! Będę tęsknić. 
                                                                                                                        Adam.

Ach ten mój opiekuńczy Adam. No dobrze mam jeszcze dwie godziny. Co ja mogę teraz zrobić? No jasne! Wzięłam pudełko lodów i poszłam na telewizor. Po upływie godziny wyłączyłam TV i poszłam na górę. Przebrałam się i spakowałam do torby sportowej najpotrzebniejsze rzeczy. Poszłam jeszcze do łazienki, umalowałam się, umyłam zęby i uczesałam. Zeszłam na dół i zadzwoniłam po taxi. Wzięłam jeszcze karteczkę z adresem i wyszłam przed dom. Chwilę poczekałam przed domem. Weszłam do taxi i dałam adres kierowcy.
- Widzę że panienka do pracy się wybiera.
- Tak. Za ile będziemy na miejscu?
- Za około 20 minut. Odpowiedział i na tym nasza rozmowa się skończyła. Po upływie 20 minut byliśmy na miejscu. Wysiadłam, zapłaciłam mężczyźnie i weszłam do wysokiego budynku. Podeszłam do recepcjonistki żeby zapytać się gdzie mam iść.
- Dzień Dobry! Nazywam się Victoria...
- Ooo witam. Czekaliśmy na panią. Szef i grupka która masz przygotować czekają w sali numer 69.
- Dziękuje. Odpowiedziałam i poszłam do windy. Po chwili stałam już pod drzwiami. Weszłam do niej i zobaczyłam jego.
- To ty? Powiedzieliśmy równo.
- O widzę że już się znacie. Vicky od dzisiaj ja jestem twoim szefem a ich masz przygotować do występu.
- Ale proszę pana...
- Vicky ja muszę iść. Baw się dobrze do widzenia. Powiedział i szybko wyszedł.
- No dobra ustawcie się w rzędzie.
- Że co? Ja mam cię niby słuchać? Powiedział kpiąco.
- Tak. Masz mnie słuchać. A teraz zamknij swoją twarz i ustaw się w rzędzie zanim się zdenerwuje.
- No chyba...
- Harry przestań! Krzyknął blondyn.
- Nazywam się Louis. A to są: Niall, Liam, Zayn i Harry ale jego już znasz.
- Niestety znam. No dobra zaczynamy rozgrzewkę. Po 30 minutach chłopaki padli.
- Nie mam siły. Wymamrotał z tego co pamiętam Zayn.
- No dawajcie. Nie bądźcie mięczakami. Powiedziałam rozbawiona.
- Ej na dzisiaj już koniec bo jestem wykończony. Powiedział Harry.
- No chyba sobie żartujesz? To że jesteś mięczakiem to nie znaczy że masz mówić kiedy się kończy a kiedy zaczyna próba.
- A ciebie mamusia nie nauczyła że do starszych się nie pyskuje. Nie wytrzymałam. On nie ma prawa rozmawiać o mojej matce. Nie każdy miał takie fantastyczne dzieciństwo jak on.
- Słuchaj przychlaście....

-----------------------------------
Cześć! Następny rozdział nie wiem kiedy się pojawi. Proszę komentujcie rozdziały bo nie wiem czy mam dla kogo pisać. mam nadzieję że pojawią się chociaż 4 komentarze. Do zobaczenia.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 6

*Oczami Adama*
-Masz czas do jutra. Powiedział mój szef.
- Ale ja teraz nie mogę.
- Jeśli jutro nie pojedziesz to możesz pożegnać się z pracą.
- Ale szefie...
- Nie ma żadnego ale. To co zastanowisz się i dasz mi odpowiedź wieczorem.? Powiedział już spokojniej.
- Zastanowię się. Powiedziałem z trudem.
- No dobrze w razie czego masz być tutaj jutro rano o 6:00. Jak się spóźnisz będziesz miał problemy. Zrozumiano?
- Tak. Mogę już iść?
- Idź! Powiedział,a ja wyszedłem. Nie wiem co ja mam teraz zrobić. Szef powiedział że jutro mam wyjechać na miesiąc w interesach. Gdyby nie Vicky zgodziłbym się ale ona teraz potrzebuje mojej pomocy. Jednak jeśli nie wyjadę to pożegnam się z pracą. Przerwałem moje myśli ponieważ stałem przy samochodzie. Wyjąłem kluczyki, otworzyłem drzwi, wsiadłem i odpaliłem samochód.
- Co ja mam teraz zrobić? Powiedziałem na głos. Rozum mówił "Jedź ona jest już prawie dorosła poradzi sobie" a serce "Zostań! Musisz jej pomóc a po za tym kochasz ją". Zatrzymałem samochód pod szpitalem i nadal nie wiedziałem co mam zrobić. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do wejścia. Po chwili otwierałem już drzwi do pokoju mojej przyjaciółki.
- Cześć mała! Coś ty taka nie w humorze?
- Był tutaj Styles. Dowiedziałam się że to on uratował mi życie. Powiedziała zdenerwowana.
- No mówiłem. Ale nadal nie wiem dlaczego jesteś zdenerwowana.
- Pokłóciłam się z nim. Norma. Wiem dlaczego to zrobił.
- Dlaczego? Zdziwiłem się.
- O jest w popularnym zespole "One Direction" więc żeby zaimponować i być na okładkach wszystkich magazynów uratował życie zwykłej dziewczynie.
- Powiedział ci to?
- Nie ale taka jest prawda.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo wiem. Na każdym plotkarskim portalu jest on i informacja o uratowaniu mi życia. Ale ja to zmienię. Wymyślę jakąś plotkę i zniszczę go.
- Vicky spokojnie. Nie możesz go oskarżać o coś czego nie jesteś pewna. On zrobił to na pewno bo nie chciał żeby coś poważnego ci się stało.
- No dobrze. Poniosło mnie. A tak w ogóle to kiedy wyjdę ze szpitala? Przecież czuję się dobrze i nic mi nie jest.
- Zaraz pójdę się zapytać lekarza. Najpierw muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham . Powiedziała uśmiechnięta.
- Jutro o 6:00 muszę być w pracy bo...
- No dobrze.
- Ale poczekaj. Bo wyjeżdżam na miesiąc w interesach.
- Że co? Powiedziała przerażona.
- Przepraszam ale jeśli nie pojadę to stracę pracę. dasz sobie sama radę?
- No dobrze. poradzę sobie. Pójdziesz się zapytać kiedy wychodzę?
- Tak już idę. Wyszedłem z pokoju i zacząłem szukać lekarza. na końcu korytarza go zobaczyłem.
- Przepraszam pana! Krzyknąłem do mężczyzny.
- Słucham? Powiedział mężczyzna około 40.
- Moja przyjaciółka Vicky leży w sali numer 19 i chciałbym wiedzieć kiedy może wyjść.'
- Może pan ją zabrać już teraz.
- Teraz? I skąd pan wie o kogo chodzi?
- Nic jej nie jest na szczęście. I wiem bo nie raz bylem u niej żeby ją uciszyć lub wysłuchać to co jej się nie podoba.
- Przepraszam za nią ale ona już taka jest.
- Nic się nie stało. Często mamy takich pacjentów. No dobrze ja muszę wracać do pracy.
- Rozumiem. Dziękuje za informację. Do widzenia.
- Do widzenia. odparł i poszedł w głąb korytarzu a ja wróciłem do Vicky.
- I co? Zapytała z niecierpliwością.
- Mogę zabrać cię już teraz.
- Na prawdę? To dobrze gdzie są moje ubrania?
- W domu. Były całe we krwi więc musiałem je uprać.
- No to w czym ja mam wrócić?
- Spokojnie mam twoje walizki w samochodzie. Pójdę po nie i się przebierzesz.
- Ok. Ale szybko. Pobiegłem szybko do samochodu. Wziąłem ubrania i wróciłem.
- Jestem. Proszę. Wręczyłem jej ubrania  a ona poszła do łazienki się przebrać. Po około 10 minutach wyszła z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co się tak uśmiechasz? Spytałem podejrzliwie.
- A co nie mogę? Powiedziała z jeszcze większym bananem na twarzy.
- No możesz ale... No dobra. Nie ważne. Chodź. Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła do drzwi. Poszedłem w jej ślady.
- Adam no chodź szybciej! Krzyknęła z końca korytarza.
- No idę, idę. Po wypowiedzeniu tych słów dobiegłem do niej.

*Po 20 minutach*
- No w końcu w domu. Krzyknęła jak najgłośniej moja przyjaciółka.
- Chodź pokaże ci twój pokój. Zaprowadziłem ją na 1 piętro i wskazałem drzwi.
- Ok. Już trafię. Pójdziesz po moje walizki?
- Tak już idę. Zszedłem na dół i wziąłem dwie walizki. Gdy byłem s połowie schodów usłyszałem krzyk.
- AAA! Adam jesteś wspaniały! Pokój jest taki jaki zawszę chciałam mieć! Dziękuje ci. Kocham cię! jak ty być wiedziała co ja tak na prawdę czuje do ciebie. No dobra nie ważne. Dobrze że przynajmniej się przyjaźnimy. Wszedłem do pokoju i postawiłem walizki.
- Cieszę się że ci się podoba.
- No dobrze. A teraz wynocha bo chcę się przebrać i położyć.
- A kolacja?
- Nie jestem głodna. Dobranoc.
- No dobra to zjem sam. Dobranoc księżniczko. Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z pokoju.


-----------------------------------------
Jutro nowy rozdział. Liczę na jakieś komentarze i dzięki za wypełnianie ankiety.

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 5

*Oczami Vicky.*

- Tak to był Harry Styles. Odpowiedział, a ja się zastanawiałam kto to jest.
- Nie znam go. Powiedział po chwili myślenia.
- Oj uwierz znasz. Harry to jest ten chłopak którego poznałaś na lotnisku. Po usłyszeniu tego nie mogłam uwierzyć. Ten chłopak z którym kiedy tylko go zobaczyłam zawszę się kłóciłam uratował mi życie? To nie możliwe. Adamowi musiało się coś pomylić.
- Że co? To nie prawda. Przecież widzieliśmy się dwa razy i za każdym razem doszło do kłótni. Musiałeś się pomylić.
- Vicky przecież wiem co widziałem. To on ci uratował życie. Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu.
*Rozmowa telefoniczna Adama.*
- Słucham. ...
- Tak, jestem w szpitalu u mojej przyjaciółki. ...
- Dobrze, zaraz będę. Do widzenia.
*Koniec rozmowy telefonicznej.*
- Wiesz co muszę już iść. Szef dzwonił i kazał mi przyjechać jak najszybciej. Nie długo przyjdę. Pa. Powiedział, dał mi buziaka w policzek i wyszedł. Moje myśli znów wróciły do tematu z Harrym jak dobrze pamiętam imię. W życiu nie pomyślałabym że on byłby zdolny do uratowania mi życia. A może on to zrobił żeby było głośno o nim w gazetach? Nie wiem, ale znajdę go i wtedy się dowiem. Po chwili zmorzył mnie sen.
*Po dwóch godzinach.*
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Otworzyły się a za nimi ujrzałam mojego bohatera.
- Cześć. powiedział i lekko się uśmiechnął. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Gdy podszedł do mnie zza placów wyjął bukiet kwiatów i  wręczył mi go.
- Cześć, a za co te kwiaty? I mam jedno pytanie a tak właściwie dwa pytania. Powiedziałam
- Przyniosłem kwiaty ponieważ chciałem być miły. Jak się czujesz?
- Dobrze. Mogę ci zadać dwa pytania. Chłopak z lokami chwilę się zastanowił i odpowiedział.
- Jakie masz pytania?
- Pierwsze czy ty mi uratowałeś życie, a drugie jeśli tak to dlaczego to zrobiłeś?
- Po pierwsze tak to ja, a po drugie no nie wiem bo chciałem żebyś przeżyła. Gdyby nie ja na pewno nie leżałabyś w szpitalu tylko w trumnie. Powiedział lekko zdenerwowany.
- Po co się od razu denerwujesz? Tylko chciałam się zapytać. Powiedziałam spokojne.
- Ja się w cale nie denerwuje. Przez ciebie zawsze dochodzi do kłótni! Zaczął krzyczeć.
- Przeze mnie? To ja zadałam dwa pytania a ty od razu zacząłeś się denerwować. Wiesz co lepiej będzie jak sobie stąd pójdziesz.
- Wiesz co masz rację. Powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Miałam lekkie wyrzuty sumienia. On uratował mi życie a ja znowu zaczęłam się z nim kłócić. No trudno taka już jestem. Wzięłam laptopa o ręki i czytałam różne wiadomości napisane do mnie.
 Ale miałaś farta. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
 Wracaj szybko do zdrowia.
I wiele innych podobnych wiadomości. Zdziwiłam się  skąd tyle ludzi wie że miałam wypadku i dlaczego pisali o Harrym. Postanowiłam to sprawdzić. Poszperałam trochę w internecie i dowiedziałam się że on jest gwiazdą. Jet w zespole 'One Direction'. I jeszcze kilka wiadomości. Teraz mnie olśniło. Wiem dlaczego mnie uratował. Chciał żeby gazety pisały że wielka gwiazdeczka taka jak on uratowała życie normalnej dziewczynie. O nie. Ja na to nie pozwolę. Zobaczy że ze mną się nie zadziera.


--------------------------------------------------------
Dzięki za komentarze pd tamtym rozdziałem. Średnio podoba mi się ten rozdział. Następny rozdział pojawi się jak znajdą się tutaj 4 komentarze. Dacie radę? Mam nadzieję. Do zobaczenia.

środa, 14 listopada 2012

Rozdział 4

- To ty? Co ty tutaj robisz? Powiedział lokowaty.
- Hmmm... niech się zastanowię? Co ja mogę robić w sklepie? No nie wiem? Zakupy?! Odpowiedziałam i chciałam już odejść. Jednak on mi nie dał.
- Słuchaj! Nie wiem czy ty tylko udajesz taką chamską dziewczynę i jesteś moją fanką? Czy ty na prawdę jesteś taka? Jednak proszę cię przestań mnie śledzić. Powiedział a ja wybuchłam śmiechem.
- Ha ha Po pierwsze niby dlaczego miałabym być twoją fanką, po drugie jestem chamska dla osób których nie lubię, po trzecie śledziłabym cię gdy chciałabym coś ci zrobić, ale teraz jeszcze nie mam takiej potrzeby. A teraz daj mi w końcu spokój. Wzięłam wózek i poszłam poszukać Adama.
- Ej Vicky! Usłyszałam głos. Odwróciłam się a za mną stał Adam obładowany jakimś jedzeniem.
- Adam? Ty to wszystko zjesz?
- No jasne! To jak na mnie to jest bardzo mało.
- Fajnie. Powiedziałam i poszłam poszperać po półkach. Wzięłam jeszcze pare rzeczy i ruszyłam do kasy. Oczywiście kogo musiałam przy niej spotkać. Tą łamagę. Ale ja mam pecha. Po chwili pojawił się też mój przyjaciel. Wypakowałam wszystkie rzeczy z wózka na taśmę.
- Mała idź już do samochodu. Ja spakuję i zapłacę za zakupy.
- Ok, ale daj mi kluczyki.
- Masz. Tylko nic nie zrób z moim autkiem. Długo na niego pracowałem.
- Spokojnie. Jak wrócisz będzie cały.
- Mam na dzieję. Wzięłam kluczyki i ruszyłam do samochodu. Wyszłam ze sklepu i poszłam na pasy żeby przejść. Rozejrzałam się i nie widziałam żadnego samochodu. Ruszyłam przed siebie gdy nagle wyjechał za zakrętu rozpędzony samochód. Nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam na środku ulicy a na mnie jechało rozpędzone auto. Nagle poczułam że ktoś mnie złapał w pasie i popchnął tak że razem upadliśmy na ziemię.  Pamiętam tylko ból głowy a później zmożył mnie sen.

*Następny dzień*
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Rozejrzałam się i nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Spojrzałam na kanapę na której spał Adam. Zachciało mi się pić jednak nie miałam siły nic powiedzieć. Na szczęście przyszedł lekarz i podał mi wodę.
- Dzień dobry. Jak się pani czuję?
- Strasznie boli mnie głowa, a tak po za tym gdzie ja jestem?
- Jesteś w szpitalu. Pamiętasz co się wydarzyło?
- Pamiętam tylko że chciałam przejść przez ulicę, gdy nagle za zakrętu wyjcechał rozpędzony samochód. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nagle poczułam że ktoś złapał mnie w pasie i upadliśmy. Później już nic nie pamiętam.
- Uderzyła pani głową o chodnik i straciła przytomnoć. Na szczęście nic poważnego się nie stało.
- A wie pan może kto mnie uratował?
- Niestety nie ale pani przyjaciel na pewno. No dobrze ja już muszę iść do następnych pacjentów. W razie czego proszę wołąć pielegniarkię.
- Dobrze i dziękuje. Ciekawe kto uratował mi życie. Ale jak się dowiem to będę musiała bardzo podziękować tej osobie.
- Cześć mała jak się czujesz? Z przemyśleń wyrwał mnie głos Adama.
- Nie źle. Powiesz mi kto uratowal mi życie?
- Tak. To był....



---------------------------------------------
Cześć! Cieszę się że odwiedzacie mojego bloga i wypełniacie ankietę jednak chciałam bym liczyć na trochę więcej komentarzy. Teraz mały szantażyk! 3 komentarze= rozdział. 

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 3

- Pamiętasz jak mówiłaś że uwielbiasz tańczyć?
- Tak, a co?
- No to przed wyjazdem poszedłem do jakieś dobrej szkoły tańca i pokazałem im twoje filmiki. Byli zachwyceni i chcą żebyś od jutra zaczęła u nich pracować.
- Ale jakie filmiki? Skąd ty je miałeś? I na prawdę? Chcą żebym u nich pracowała? Nie wierzę.
- Przecież wysyłałaś mi z twoich występów wszystkie filmiki. I tak na prawdę chcą żebyś u nich pracowała.
- AAA! Nie wierzę nadal. Moje marzenie się spełniło!
- Ej no dobra spokojnie ludzie się na nas gapią. Powiedział a ja przestałam piszczeć. Adam odpalił samochód i ruszyliśmy do jego domu. Po około 40 minutach byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z samochodu i nie mogłam uwierzyć. Stałam przed wielkim nowoczesnym domem. Dziwne skąd on miał tyle kasy?
- Ty tutaj mieszkasz?
- Tak a co nie podoba ci się?
- Żartujesz!? Jest świetny. Tylko skąd ty miałeś na to tyle kasy?
- Mam nie źle opłacaną pracę i rodzice trochę mi pożyczyli i tak o to go kupiłem. No dobra będziemy tutaj tak stać czy wejdziemy do środka?
- Wejdźmy. Mój przyjaciel poszedł pierwszy. Otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Prawdziwy dżentelmen. Weszłam do środka i nie mogłam uwierzyć. Ten dom jest domem moich marzeń. Nie spodziewałabym się że mogę kiedyś taki zobaczyć od środka a co dopiero w nim mieszkać.
- WOW! Ale masz fantastyczny dom.
- Wiem. Powiedział z wielkim bananem na twarzy. Poszłam zobaczyć salon. Był beżowego koloru. Meble za to były czarne. Kuchnia też była beżowa, a meble brązowe. Nie mogłam doczekać się gdy ujrzę mój pokój.
- Chcesz zobaczyć pokój?
- Jeszcze się pytasz? No oczywiście że tak.
- No to chodź. Wziął mnie za nadgarstek i pociągnął do schodów. Weszliśmy na górę i udaliśmy się do pierwszego pokoju po prawej stronie.
- Tutaj jest twoje królestwo. Mam nadzieję że ci się spodoba. Powiedział i poszedł na dół. Chwilę jeszcze postałam pod drzwiami i w końcu je otworzyłam. Ujrzałam piękny niebieski pokój. Był bardzo duży. Miał białe meble i na biurku znajdował się czarny laptop. Podeszłam do łóżka i rzuciłam się na nie.
- Vicky chodź tutaj! Zrobiłem nam obiad. Krzyknął a ja zbiegłam na dół. Usiadłam przy stoliku i zaczęłam konsumować to co Adam mi przyrządził. Tak w sumie nawet nie wiedziałam co to jest ale było bardzo dobre.
- Co chcesz dzisiaj robić?
- Dzisiaj się rozpakuję, a później to jeszcze nie wiem.
- Później pojedziemy do sklepu kupić coś na noc filmową, ok.?
- Dobry pomysł. Tylko najpierw pokaż mi gdzie jest ta szkoła tańca. Później pojedziemy do sklepu.
- Ok. To szybko kończ jeść a ja pójdę się szybko przebrać i pojedziemy.
- Dobra. Adam poszedł na górę a ja szybko skończyłam jeść. Wzięłam talerz i włożyłam do zmywarki. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam. Po pięciu minutach chłopak nadal się nie pojawił, a ja zaczęłam się denerwować.
- Adam ruszaj się! Przebierasz się w tyle minut ile dziewczyny.
- Ej! No muszę poprawić sobie fryzurę. Za 2 minuty będę już gotowy.
- No dobra ale ja odliczam. Masz mi się nie spóźnić bo się zdenerwuje.
- No dobrze, dobrze. Tylko pamiętaj złość piękności szkodzi.
- No widzisz tobie to już nie grozi.
- No wiesz co? Ja taki miły jestem dla ciebie a ty? Foch!
- Tak, tak fajnie. Jedziemy już?
- No dobra chodź. Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do samochodu Adama. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy pod budynek. Droga zajęła nam 25 minut. U stanęliśmy pod wysokim budynkiem na którym był napis "Dance School". Ucieszyłam się na samą myśl że już jutro będę tu pracować.
- Chcesz wysiąść czy jedziemy już na zakupy?
- Jedźmy już. Tą okolicę zwiedzę sobie jutro. A i wiesz że będziesz musiał mnie podwieźć bo ja nie mam prawa jazdy?
- Wiem. Ale za to będziesz musiała być dla mnie miła.
- Że co? yhh... No dobra. Jedźmy już. Po chwili już jechaliśmy do sklepu. Zatrzymaliśmy się przy TESCO. Wysiadłam pierwsza i pobiegłam po wózek. Weszłam do sklepu i pierwszym miejscem gdzie poszłam był słodycze. Gdy byłam już przy nich usłyszałam już znajomy mi głos.
- To ty...?



-----------------------------------------------
I jak rozdział? Wiem nudny ale następny będzie więcej akcji. I taki mały szantażyk 3 komentarze następny rozdział. Do zobaczenia.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 2


Po podłodze walały się moje i Adama ubrania, a obok mnie leżał nagi chłopak.
- AAA! Co ty tutaj do jasnej cholery robisz?
- Nie krzycz tak. O co ci... O cholera.
- No własnie. To wszystko przez ciebie.
- Przeze mnie? Dlaczego?
- Bo to ty jesteś nie wyżyty sexualnie.
- No dobra. Udawajmy że nic się nie stało, ok?
- No dobra. Ale za to robisz mi śniadanie.
- No dobrze. Wstał założył na siebie bokserki i zszedł do kuchni.

                                                       *Oczami Adama*
Postanowiłem że zrobię na śniadanie naleśniki z nutellą. Wziąłem wszystkie potrzebne składniki i zacząłem robić. Po około 30 minutach były już gotowe.
- Vicky rusz swój zacny tyłek i zejdź na śniadanie.
- Już schodzę. Po chwili była już na dole w mojej koszulce.
- Wyglądasz bardzo sexsownie w mojej bluzce.
- Dzięki i nie podlizuj się.
- Ja? No chyba sobie żartujesz. No dobra a teraz gdzie masz walizki to wezmę je już włożę do samochodu.
- O kurde!!!
- Nie mów że jeszcze się nie spakowałaś.
- Kompletnie o tym zapomniałam. Chodź mi pomóc.
- Jak zwykle. Pobiegliśmy szybko na górę i spakowaliśmy wszystkie ubrania. Po skończeniu pakowania Vicky zeszła zjeść zimne naleśniki a ja zanosiłem wszystkie jej walizki do samochodu. W sumie było ich 6.
- No dobra jesteś już gotowa?
- Tak! Krzyknęła i podeszła do mnie.
- Poczekaj muszę jeszcze zadzwonić do przyjaciółki dlaczego jej jeszcze nie ma.
*Rozmowa telefoniczna i z perspektywy Vicky*
- Słucham. Odezwał się głos w telefonie lecz to nie był głos mojej przyjaciółki.
- Jestem Vicky. Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Cześć. Ja jestem najlepszą przyjaciółką Alli. Czy podać ją ci? Jak to usłyszałam myślałam że zaraz zacznę ryczeć. Moja najlepsza przyjaciółka mnie okłamywała? Jak ona mogła?
- Nie dziękuje. Pa.
Rozłączyłam się i wróciłam do Adama. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać.
- Ej mała dlaczego płaczesz? Powiedział i zaczął całować mnie po głowie.
- Alli ma inną przyjaciółkę. Właśnie teraz z nią rozmawiałam. Myślałam że jesteśmy jak siostry. Ledwo co powiedziałam.
- Nie martw się wszystko się ułoży. Znajdziesz prawdziwą przyjaciółkę.
- Ja nie chce już nikogo poznawać. Ale ty mi tego nie zrobisz?
- Oczywiście że nie. Ulżyło mi jak to powiedział.
- No dobra chodźmy już do samochodu. Chłopak przytaknął i ruszyliśmy do samochodu. Jak dżentelmen Adam otworzył mi drzwi.
- Dziękuje. Uśmiechnęłam się jak najładniej mogłam. On odwzajemnił to. Na lotnisku byliśmy już po 28 minutach. Adam musiał dwa razy chodzić po moje walizki.
- Dlaczego one są takie ciężkie.
- Nie marudź. Mówiłam że ja też mogę wziąć ale się uparłeś. Chłopak nic nie odpowiedział. Chwilę poczekaliśmy i w głośnikach usłyszeliśmy głos kobiety jak powiedziała że mamy się już udać do samolotu. Weszłam do damolotu zajęłam miejsce przy oknie i zasnęłam. Poczułam jak ktoś mną szturcha.
- Wstawaj śpiąca królewną. jesteśmy już na miejscu.
- Już? To ile ja spałam?
- Jakieś 4 godziny, no dobra a teraz ruszał tyłeczek bo wychodzimy. Wstaliśmy i poszliśmy po nasze rzeczy. Ja wzięłam dwie walizki a Adam uparł się że wezmie moje cztery i swoją torbę. No cóż jak chciał no to niech cierpi. Poczułam wibrację telefonu. Wyjęłam go i przeczytałam wiadomość:
             Mama: Cześć Vicky jesteś już w Londynie? jak tak to napisz. Mama x.
              Ja: Tak już jestem. Jak będę w domu to zadzwonie. Kocham cię. x
Napisałam i schowała, telefon do kieszeni. Złapałam walizki za rączki i zaczęłam iść gdy nagle ktoś na mnie wpadł.
- Jak łazisz pokrako! Krzyknęłam.
- To ty na mnie wpadaś. Odpwiedział chłopak w loczkach.
- Tak najlepiej zwalać winę na innych?
- Ej no dobra uspokój się.
- Obwiniasz mnie że to ja na ciebie wpadłam chociaż tak nie było i karzesz mi się uspokoić?
- Dobra ja idę bo nie mam ochoty słuchać twoich krzyków.
- Odezwał się łamaga.
- Co?
- Vicky gdzieś ty była? Martwiłem się. Nagle pojawił sie Adam.
- Przepraszam ale ta łamaga na mnie wpadła. No dobra idziemy?
- Tak, daj te walizki. Oddałam mu je i szłam w stronę wyjścia. Przy wejściu wyminoł mnie mój przyjaciel i poszedł pokazać mi gdzie jest jego samochód. Po chwili już przy nim staliśmy. Samochód jak samochód był zwyczajny. Wsiadłam do niego i czekałam tylko aż Adam wsiądzie.
- Pomożesz znależć mi pracę?
- Nie martw się już ci załatwiłe.
- Na prawdę jaką?
- Pamiętasz jak...



----------------------------------------
Cześć! Kolejny rozdział już dodany. Nie podoba mi się ale obiecałam że dodam. Następne postaram się żeby były ciekawsze. Mam nadzieję że pojawi się chociaż 1 komentarz. Do zobaczenia. xxx